„Być jak Sędzia Główny, czyli bezsens sztucznego bólu” Agata Saraczyńska, Gazeta Wyborcza 12.11.2010

Wystawa „Być jak Sędzia Główny” ma magnetyzm horroru skrzyżowanego z filmem porno – przyciąga uwagę, ale brzydzi i żenuje. Niby pokazuje prawdziwe emocje, jednak w wymyślonych i zainscenizowanych sytuacjach. W dodatku ta sztuczność słono kosztuje i wiedzie na manowce.

Retrospektywa w galerii BWA Awangarda jest dokumentacją i rekonstrukcją działań Karoliny Wiktor i Aleksandry Kubiak, które w 2001 roku stworzyły w Zielonej Górze performerską grupę Sędzia Główny. Duet, o którym polscy krytycy mówią, że zrewolucjonizował nasz performance, tak naprawdę był ucieleśnieniem metody wypowiedzi artystycznej znanej w świecie od pięciu dekad, metody, w której narzędziem jest ciało artysty służące odgrywaniu przed publicznością, a czasem i z publicznością, przeżyć. Performance zapoczątkowany malarstwem gestu Jacksona Pollocka rozwijał się w wystąpieniach artystów z grupy Fluxus, w których czynili oni sami z siebie obiekty sztuki, by dojść do drastycznych działań Akcjonistów Wiedeńskich, prowadzających nie tylko do okaleczeń, ale wręcz śmierci performerów.

(…)

Bezsensowność takich poświęceń potwierdziły towarzyszące prezentacji performance innych, zaproszonych na wystawę artystów. Śliczne, roznegliżowane dziewczyny z grupy Łuchuu! przypomniały działanie Sędziego sprzed lat, staczając się z wysokich, kamiennych schodów Awangardy. Jednak by uniknąć obrażeń, wyłożyły je miękkimi kołdrami. Jeszcze dalej posunął się Zbigniew Warpechowski, nestor polskich performerów, który autodestruktywną akcją próbował dorównać Sędziemu Głównemu. Najpierw pokładał się na kupce gnoju, potem trenował hiperwentylację, wreszcie zaczął wirować wokół własnej osi. Wreszcie udało mu się, upadł, rozbijając sobie twarz i zakrwawiając podłogę galerii. Można się było domyślić, że tak się skończy jego występ – gdyby nie upadł, zapewne zacząłby tłuc twarzą w przygotowaną płytę chodnikową, bądź okładać się łopatą leżąca tuż obok.